„Odkrywcy Taurus” - na stokach Tyrolu Zachodniego.
Co roku wraz z przyjaciółmi wyruszam na podbój najpiękniejszych narciarskich krain. Do tej pory odwiedziliśmy Austrię, Szwajcarię Włochy i Francję. Mieliśmy niebywałe szczęście jeździć u podnóża najwyższych szczytów Europy. W tym roku wybór ponownie padł na Austrię. Zdecydowaliśmy się na Tyrol Zachodni, cudowne St. Anton. Moim znaniem jest to piękniejsza część łańcucha górskiego Alp.
Swoją podróż rozpoczęliśmy wczesnym rankiem, a właściwie środkiem nocy. Przed nami ok. 1000 km do miejsca docelowego – Landeck. Urokliwa austriacka miejscowość położona nad rzeką Inn.
Niestety pierwszego dnia pogoda nie była dla nas łaskawa. Przyszło nam się zmierzyć z silnym wiatrem oraz deszczem, który padał nieustannie nawet na wysokości 2000 m. Mimo to, jeździliśmy robiąc przerwy na wykręcanie rękawiczek. W dwóch słowach: było zimno i mokro. Niemniej nasza miłość do narciarstwa alpejskiego nie pozwoliła nam zrezygnować tego dnia z szusowania po stokach.
Kolejnego dnia spadło ledwie 90 cm śniegu, więc warunki nadal pozostawiały wiele do życzenia. W końcu Tyrol Zachodni to jedno z najbardziej bogatych w opady miejsc w Europie. Silny wiatr oraz gęsty śnieg, skutecznie utrudniały podziwianie widoków – właściwie nie było widać nic prócz czubków własnych nart. Ponadto zamknięto większość tras ze względu na czwarty stopień zagrożenia lawinowego. Pocieszaliśmy się tym, że na kolejne dni prognozy zapowiadały rozpogodzenie. Na szczęście tak też się stało.
Zapierające dech widoki i błękit nieba towarzyszyły nam przez resztę wyjazdu. Mogliśmy znów podziwiać ten majestatyczny cud natury. Mimo faktu, że Alpy odwiedziliśmy już wielokrotnie, za każdym razem odejmuje mi mowę kiedy widzę tę przestrzeń i niekończące się wierzchołki gór.
Jesteśmy doświadczonymi narciarzami, dlatego czasem pozwalamy sobie na odrobinę szaleństwa. Często przekraczamy granice, które ktoś mógłby nazwać zdrowym rozsądkiem. Pobijanie rekordów prędkości na nartach stało się domeną naszych wyjazdów.
Pogoda była tak piękna, że spontanicznie przedłużyliśmy wyjazd o jeden dodatkowy dzień. Musieliśmy sobie zrekompensować pierwsze dwa dni. Jak zwykle nie chciało nam się wracać…
Bardzo dziękujemy Taurus za niezbędny sprzęt, który umożliwił nam znów cieszyć się piękną zimą.